Życia szukając z wiatrem

2023-08-11

Upór w podążaniu do celu, bezgraniczne zaufanie i oddanie są niepodważalne. Ich węch często ratuje ludzi z poważnych opresji. Psy. Oto rozmowa z Moniką Muchą, przewodnikiem Morgana. Psa poszukiwawczo- ratowniczego.

Redakcja: – Znajomość z tobą zawdzięczam Fundacji Psia Duszka. A dokładniej adoptowanemu przeze mnie Baremu, dawniej Brysiowi, byłemu podopiecznemu tej fundacji, którego zdjęcie na Facebooku polubiłaś.

Monika Mucha: – Tak było. Śledzę poczynania tej fundacji i na ile mogę, staram się ją wspierać. Jeszcze 7 lat temu byłam wolontariuszką w schronisku dla zwierząt w Jamrozowiźnie. Pomagałam przy organizacji wolontariatu. Fundacja i jej działania są mi bardzo bliskie.

Red.: – Można powiedzieć, psy łączą ludzi. Choć w twoim i twojego czworonoga przypadku łączą ludzi w sposób szczególny, bo przeszukują łąki, lasy, bezdroża, poszukując zaginionych osób. 

M.M.: Pracuję w marketingu, a z pasji zajmuję się poszukiwaniem osób zaginionych. Jestem strażakiem ochotnikiem w OSP Solarnia, niedaleko Lublińca. Z zawodu wyuczonego jestem grafikiem.

Red.: – Mieszkasz w Częstochowie. Czyli jesteście z Morganem w ciągłym pogotowiu na wypadek alarmu? 

M.M.: – Jako takich dyżurów nie mamy. Obecnie prowadzę treningi dla naszej grupy poszukiwawczej. Odpowiadam za przygotowanie i wyszkolenie naszych psów. Regularnie raz, dwa razy w tygodniu dojeżdżam na treningi. Natomiast w sytuacji, kiedy są poszukiwania, jestem dysponowana do wyjazdu. I jedziemy z Morganem bezpośrednio na miejsce. Najczęściej te poszukiwania są w okolicach Częstochowy, Herb, Lublińca. Właściwie cała północna część naszego województwa.

Red.: – Udział w akcjach poszukiwawczych to bardziej pasja czy przygoda?

M.M.: – Jedno i drugie. To połączenie pracy z psami i przekucie tego w coś wartościowego, możliwość niesienia pomocy. Ale jest to też duża przygoda, bo uczę się wielu fantastycznych rzeczy. Nauczyłam się zjeżdżać razem z psem na linie z góry. Nauczyłam się jeździć quadem, obsługiwać radiotelefon nasobny i prowadzić odpowiednio korespondencje, posługiwać się GPS. Ukończyłam kurs  Kwalifikowanej Pierwszej Pomocy.

Red.: – A jaki był początek zaangażowania się w poszukiwania z psem zaginionych ludzi? 

M.M.: – W tamtym czasie Morganka jeszcze z nami nie było. On jakby jest konsekwencją tych wszystkich sytuacji, które się wydarzyły. 10 lat temu zaadoptowałam psa ze schroniska z Korabiewic. Miałam z Dexterem bardzo duże problemy. Generalnie bał się ludzi, świata. Koleżanka wyciągnęła mnie na warsztaty dla opiekunów psów i praca węchowa bardzo mnie zainteresowała. Pracowałam z moim psem, aby jak najbardziej przyzwyczaić go do obcych ludzi, dodać mu odwagi, otuchy. Bardzo mocno się w to wkręciłam. Zaczęłam sama organizować podobne warsztaty. Zapraszałam trenerów, szkoleniowców z różnych regionów Polski do Częstochowy i tak poznałam grupę przewodników psów poszukiwawczo-ratowniczych, która w tamtym czasie zawiązała się w OSP w Solarnia. To był 2015 rok. Zaprosili mnie do siebie na trening. Pojechałam raz, drugi. Okazało się, że mój pies Dexter absolutnie się do tego nie nadaje. Jednak udział w tych zajęciach tak bardzo mnie pochłonął i tak mi się to spodobało, że postanowiłam z mężem, że pojawi się u nas drugi pies. 

Red.: – Czyli Dexter nie był psem ratownikiem?

M.M.: – Szkoliłam go w tym kierunku. I on potrafi poszukiwać górnym wiatrem, natomiast przez te braki socjalizacyjne na egzaminach prawdopodobnie by nam nie poszło, a co za tym idzie, podczas realnych akcji mógłby sobie nie poradzić. Na egzaminach jest tak zwana próba agresji, czyli do psa podchodzi obca osoba, przepina psa z jednego miejsca w inne. Myślę, że Dexter nie byłby w tym momencie szczęśliwy.  On się po prostu bardzo bał obcych ludzi i w tamtym czasie mogłoby to być niebezpieczne dla egzaminatora. 

Red.: – I w domu zawitał Morgan. Też jest psem ze schroniska?

M.M.: – Nie. Morgan jest kupiony z hodowli, to pies rasy Border Collie. W tej pracy ratowniczej bardzo ważne są predyspozycje psa, tężyzna fizyczna, lekkość, zwinność, sprawności. Chciałam podjąć odpowiedzialną decyzję i jednak móc podejść do egzaminu i ratować ludzkie życie. Jest to brzydkie określenie, ale na tych poszukiwawczych wyjazdach pies to jest narzędzie pracy i „ono” musi być w jakimś stopniu niezawodne, więc podjęłam decyzję, że kupię psa z hodowli i od pierwszych tygodni będę go w tym kierunku szkolić.

Red.: – Jak długo trwało to szkolenie?

M.M.: – Morganek już od 7. tygodnia życia jeździł ze mną na treningi, przyzwyczajał się do tego, co będzie się w jego życiu działo. Na pierwsze poszukiwanie pojechaliśmy po dwóch latach szkolenia i po zdanych egzaminach. Pies i jego przewodnik, żeby móc uczestniczyć w akcjach poszukiwawczych, muszą uzyskać państwowy certyfikat. Są dwa poziomy certyfikacji. Pierwszy to tak zwany egzamin zerowy. Sprawdzane są predyspozycje psa do tej pracy. Ten egzamin można zdać najwcześniej w 18. miesiącu życia psa. Natomiast egzamin, który uprawnia już do poszukiwań, to egzamin klasy pierwszej. Zdanie go daje uprawnienia do wyjazdów. Zdobywa się certyfikat i aby go utrzymać, co roku zdaje się taki egzamin. Czyli każdego roku jesteśmy egzaminowani ze współpracy człowieka z psem, posłuszeństwa i umiejętności pracy w terenie. Już piąty rok wyjeżdżamy z Morganem na poszukiwania ludzi.

Red.: – Pamiętasz swoją pierwszą akcję?

M.M.: – Na pierwszej akcji byłam bez Morganka. Byliśmy jeszcze bez egzaminów. Natomiast czy pamiętam? Tak, to były duże poszukiwania. Niestety, nie zakończyły się odnalezieniem żywego człowieka. A to zapada w pamięć. Bo zanim Morgan podszedł do egzaminu,  jeździłam na poszukiwania, żeby wiedzieć, z czym się będę mierzyć. Poza tym trzeba nabrać praktyki w obsługiwaniu np. GPS-a, nauczyć się w konkretny sposób przekazać wiadomość, w konkretny sposób wezwać kogoś. Z Morganem mamy certyfikat do poszukiwania ludzi na otwartych terenach, nieużytki, lasy. Natomiast przeszukujemy oczywiście też pustostany, które na danym terenie się znajdują. Bo my te pieski szkolimy wielotorowo i na wielu płaszczyznach, czyli na gruzowiska też regularnie jeździmy, bo nigdy nie wiadomo, co na poszukiwaniach zastaniemy. 

Red.: – Wspomniałaś wcześniej, że Dexter, choć nie był psem ratownikiem, potrafił szukać ludzi górnym wiatrem. Czyli?

M.M.: – Potocznie poszukiwanie dolnym wiatrem określane jest tropieniem. I to jest najbardziej znane z telewizji, filmu. I tak pracują psy policyjne, czyli wyszukują konkretnego, zadanego zapachu, konkretnego człowieka i podążają jego śladem, po tych molekułach zapachowych, które już zdążyły osiąść na chodniku, na zieleni. Natomiast psy poszukiwawcze, te, które pracują w straży, szukają każdej żywej osoby w danym terenie, nie podążają za konkretnym zapachem i korzystają głównie z molekuł zapachowych, które unoszą się nadal w powietrzu. Czyli cały czas pracując, wyszukują stożka zapachowego. Każdy z nas pachnie indywidualnie. Jeżeli na danym terenie, w którym my pracujemy, pojawi się grzybiarz, spacerowicz lub ktoś na biwaku, to pies też wskaże tę osobę. 

Red.: – Czyli poszukiwanie górnym wiatrem jest dla psa trudniejsze, bo do psiego nosa trafia wiele zapachów niesionych w powietrzu.

M.M.: – Więcej, oczywiście tak, natomiast nie powiedziałabym, że trudniej. Myślę, że to kwestia wyszkolenia i przygotowania psa. I chyba tropienie jest troszeczkę trudniejsze, ze względu na to, że pies musi dyskryminować zapachy i szukać jednego śladu. Tropienie wydaje mi się więc troszkę bardziej skomplikowane, jeżeli chodzi o przyuczenie psa do takiej pracy.

Red.: – A pierwsze poszukiwania z udziałem Morgana? 

M.M.: – Pojechaliśmy do Mstowa na poszukiwania człowieka. Był to człowiek z problemem alkoholowym.  Ostatni raz był widziany w okolicach stadniny koni. Z informacji najbliższych wiedzieliśmy, że lubił chodzić wzdłuż rzeki od Mstowa w stronę Częstochowy. Niestety, ten człowiek wpadł do rzeki i utonął. 

Red.: – Tragiczny finał poszukiwań. 

M.M.: – Wyjeżdżając na akcje, mamy bardzo wiele niewiadomych. Nigdy nie wiemy, gdzie ta osoba dokładnie wyszła. Czy teren, który przeszukujemy, jest terenem, po którym osoba poszukiwana mogła się przemieszczać. Każde poszukiwanie jest pracą zespołową. A zespół to nawigatorzy, planiści, operator drona, przewodnicy psów. I tak naprawdę to kwestia losu, w którym sektorze wylądujemy. Cieszę z każdego sukcesu zespołu, bo to nasz wspólny sukces. 

Red.: – Człowiek ma swoją fizyczną wytrzymałość. Pies zapewne też. 

M.M.: – Tak. A ja muszę dbać o jego dobrostan. O to, aby się nie przegrzał, nie zmarzł, aby nic mu się nie stało. A tak najdłużej, z jakimiś małymi przerwami na wytchnienie, na napicie się wody lub jakiś drobny posiłek regeneracyjny to pracowaliśmy 6 godzin. Natomiast te poszukiwania często są przerwane na parę godzin i wznawiane następnego dnia, więc czasami to są 2-3 dni pracy po kilka godzin dziennie. W naszej jednostce jest kilku przewodników z psami. Dzięki czemu możemy się zmieniać. Popracujemy parę godzin, pies wraca do wozu sztabowego, tam ma klatkę klimatyzowaną, w której jest w stanie odpocząć. Jak się zregeneruje i odpocznie, ponownie wychodzimy w teren. Ale dodam, że jeśli Morgan czy każdy inny pies ratownik poczułby zapach człowieka, to nie odpuści. Będzie długo szedł po tym stożku zapachowym, aby trafić do człowieka. 

Red.: – Jedziecie na poszukiwania. Wskazują ci teren, gdzie masz z Morganem szukać człowieka. Co mówisz: Szukaj? Trop? 

M.M.: – Każdy przewodnik ma swoje hasło. U nas jest to prostu: Człowiek. To komenda do pracy. Ale sama komenda, jak widzisz, nie działa. Bo to też kwestia całego kontekstu sytuacji, przygotowania się do tej pracy, jak jestem ubrana. Nigdy nie jestem, jak teraz, „po cywilu” – albo jestem w ubraniu sportowym, albo w kombinezonie strażaka. Nie mogę zachrypnąć, bo nie będę w stanie wydać tej komendy, albo na przykład zapomnieć szelek – więc jest wiele składowych, które pozwalają zorientować się psu, że idzie do pracy.

Red.: – Wychowałem się na „Przygodach psa Cywila” i pamiętam, że tam milicjant biegł za psem trzymanym na długiej lince. Też tak biegasz za Morganem?

M.M.: – Morgan pracuje samodzielnie. Nie trzymam go na smyczy, na lince. Oczywiście muszę wiedzieć, gdzie jest pies, lecz one nas nie widzą. Bo my je uczymy, aby pracowały od 50 do 100 metrów od nas. To jest komfortowe dla psiaków i dla nas. Pies wie, gdzie opiekun. A jeździmy w różne miejsca i zdarzają się sytuacje niebezpieczne. Na egzaminie w zeszłym roku w Żaganiu zdarzyło się, że pies wpadł do odkrytej studzienki kanalizacyjnej, wypełnionej wodą i… w miejsce egzaminu była akcja poszukiwania psa. Musimy dbać o swoje bezpieczeństwo wzajemnie. Jesteśmy zespołem, Morgan i ja.

Red.: – To wasz, Morgana i twój, piąty rok w poszukiwaniu osób zaginionych. Już wiem, że twój podopieczny nie odpuści, jeśli złapie zapach człowieka. Jestem psiarzem i wiem, że są pytania trudne i oby nie padły, ale zapytam: jest jakiś wiek dla psa, kiedy będziesz musiała powiedzieć do Morgana, że się napracował, że jest na emeryturze?

M.M.: –Na pewno przyjdzie czas na naszą emeryturę. Powoli się do tego przygotowujemy, zmieniamy rodzaj treningu i więcej czasu poświęcamy na tropienie. Aby na jego stare lata czuł się nadal przydatny i w formie. Natomiast takim sygnałem będą na pewno jego kondycja fizyczna i zdrowie. Tutaj dużo powiedzą jego stawy i to, jak się czuje po większym wysiłku. To duża rola opiekuna, przewodnika psa, żeby obserwować, znać tego swojego psa i widzieć, kiedy ta praca już jest dla niego ciężka.  Myślę, że dla psów takich jak Morgan, czyli troszkę mniejszych i lekkich, to 9-10 lat i trzeba myśleć o emeryturze. Chociaż są psiaki, które w wieku 11 lat zdają egzaminy i pracują.

Red.: – Wspomniałaś, że co tydzień macie treningi z waszymi psami. Na czym one polegają?

M.M.: – Na treningach szlifujemy wiele umiejętności: współpracę psa z przewodnikiem, posłuszeństwo czyli siad, waruj, zostań. Ćwiczymy pokonywanie przeszkód i sprawność fizyczna jest bardzo potrzebna. I najważniejsze: odnajdywanie człowieka. 

Red.: – Dziękuję wam, tobie i Morganowi za spotkanie. Dziękuję ci za rozmowę. Dobrych i spokojnych dni.

M.M.: - Dziękuję. 

Autor: Waldemar Jabłczyński

Zdjęcia: Pracownia Esme (Kasia Wolna-Stypka)

P.S. Dziękuje pubowi „Bar Promenada” za gościnność.

Zdjęcie reklamy numer 0
Zdjęcie reklamy numer 1

Polecam lekarza

Krzysztof Moroz - Specjalizacja – stomatolog

Leczę zęby u doktora Moroza w II Alei już od ponad 15 lat. Z czystym sumieniem poleciłbym go każdemu, kto szuka dobrego i sympatycznego dentysty w Częstochowie. Lokalizacja jest świetna - samo centrum - warunki w gabinecie bez zarzutu (RTG, tomografia szczęki), można łatwo się umówić. Leczy zęby bardzo rzetelnie, bardzo uważa, aby nic nie zabolało, od lat zajmuje się też implantami... 

Dr n.med. Mariusz Radecki - Specjalizacja Ortopeda i traumatolog

Lekarz godny polecenia, specjalista od kolana i biodra. Pełny szacunek, duża cierpliwość i wyrozumiałość do pacjenta. Dziękujemy doktorze, że jesteś ❤

Jarosław Lemański - Specjalizacja Ginekolog

Wspaniały specjalista i człowiek, lekarz z powołania. Wizyty zawsze przebiegają w miłej i nieskrępowanej atmosferze. 

Dr Dariusz Nowak - Specjalizacja Ginekolog

Lekarz z powołania, najnowszy sprzęt w gabinecie, wizyta o umówionej godzinie, szanuje czas pacjenta, wizyta w komfortowej atmosferze. Polecam

Łukasz Kopulinski - Specjalizacja Ortopeda

Bardzo dobry diagnosta, chirurg stopy, miły, serdeczny, empatyczny, cierpliwy, polecam. 

Roman Sikora - Specjalizacja neonatologii i pediatrii

Wspaniały człowiek, pełen empatii, doskonały lekarz, profesjonalista.

Piotr Ślęzak - Specjalizacja Chirurg onkolog

Cudowny człowiek. Wspaniały lekarz, który uratował mi życie 

Marek Koffel - Specjalizacja Ortopeda

Polecam lekarza. Bardzo dobry ortopeda z Przychodni Medyk centrum, po pęknięciu nadgarstka zlecił szybko prześwietlenie, następnie szybko i bezboleśnie unieruchomił nadgarstek. Pełen Profesionalizm 

Włodzimierz Koniarski - Specjalizacja Psychiatra

Najlepszy lekarz, empatyczny, rozumie, szuka i odpowiednio dobiera leczenie. Zawdzięczam mu nowe życie. Polecam z całego serca. 

Przemysł Jasnowski - specjalizacja Chirurg ogólny i onkologiczny

Wybitny lekarz i wspaniały człowiek. Pan doktor ma ogromny szacunek do pacjentów. Częstochowa powinno być dumna, że mamy u siebie takiego Lekarza 

Dr Pawel Zejler

Jest to specjalista najwyższej rangi szczególnie w dziedzinie chirurgii ręki i schorzeń narządów ruchu. Oprócz profesjonalizmu cechuje się Pan Doktor dużą wrażliwością w podejściu do pacjenta, o czym sam miałem okazję się przekonać. Szczerze polecam i dziękuję za pomoc okazaną mi po wypadku.

Marek Harasim - Ginekolog

Lekarz kompetentny, pomocny, życzliwy i bardzo sympatyczny. Atmosfera panująca w gabinecie swobodna, wręcz rodzinna. Cierpliwie odpowiada na każde pytanie, zawsze służy pomocą. Serdecznie polecam.

Piotr Ślęzak

Bardzo fajny lekarz. Wzbudza zaufanie. Ma prawidłowej podejście do pacjenta. Usunięcie znamiona przebiegło szybko, bezbolesnie i w miłej atmosferze. Dziękuję Panie doktorze i polecam innym!

Justyna Tyfel-Paluszek

Pani doktor godna polecenia, odpowiednio zdiagnozowała moją chorobę. Bardzo pozytywna, polecam z całego serca.

dr nauk med. Paweł Molga

W porządku doktor, miły, wytłumaczył wszystko, co i jak, z poświęceniem podchodzi do pacjenta. Już teraz wiem, co robić dalej.